piątek, 8 kwietnia 2011

Recenzja: "Lament. Intryga Królowej Elfów" - Maggie Stiefvater

Opis wydawcy:
Utalentowaną szesnastoletnią harfistkę, Deirdre Monghan, która regularnie grywa na konkursach i różnych imprezach, dręczy niepokojący rodzaj tremy przed publicznymi występami. Ataki strachu paraliżują ją do tego stopnia, że czas tuż przed występem spędza najczęściej w toalecie. Prawda, że to kiepski sposób na rozpoczęcie romansu? A jednak…
Kiedy Deirdre przed jednym z festiwali ponownie nie może opanować swego lęku,  z pomocą przychodzi jej tajemniczy chłopak Luke Dillon. Niespodziewanie Luke proponuje jej występ na scenie w duecie razem z nim. Od tego momentu w życiu Deirdre zaczyna pojawiać się czterolistna koniczyna, a ona sama rozwija niezwykłe zdolności, o których wcześniej nie miała pojęcia. Spotyka też dziwacznych ludzi, którzy wydają się pochodzić s z innego świata.
Jej najlepszy przyjaciel James, jej ukochana babcia oraz mama są się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, ponieważ Deirdre znalazła się na celowniku królowej pewnej magicznej krainy. Okazuje się, że Luke został przez nią wynajęty, aby zabić Deirdre, ale zamiast tego zakochał się w niej bez pamięci.
A Deidre? Ta nieśmiała dziewczyna odkrywa w końcu, że jako jedna z niewielu ma dar widzenia mieszkańców tajemniczej krainy.
Ta piękna i niebanalna opowieść, będąca debiutem pisarskim autorki, oddaje wiernie obraz celtyckiej baśni, którą przedstawiono w uwspółcześnionej wersji.


"Lament" to debiut pisarski autorki, ale także jej pierwsza książka, która ukazała się w naszym kraju. Wróżki to wciąż rzadki temat na naszym rynku, nie jest tak "wyeksploatowany" jak w przypadku wampirów. Myślę, że ta pozycja powinna zaspokoić oczekiwania właśnie miłośników frapujących i niezwykle intrygujących stworzeń, jakimi są wróżki. Bo w tym temacie może się jeszcze dużo wydarzyć...

Szesnastoletnia Deirdre Monghan (nazywana przez bliskich jako Dee) to utalentowana harfistka, a przy tym bardzo nieśmiała, zamknięta w sobie normalna dziewczyna. Nie jest otoczona wianuszkiem przyjaciół, przeciwnie, ma tylko jednego, ale za to dobrego przyjaciela, Jamesa. Przed każdym występem przed dużą publiką Dee zjada trema, ma lęki i mdłości, ale do tego stopnia, że wizyta w toalecie jest jak rutyna. Właśnie przed ważnym występem trafia do łazienki, gdzie "ratuje" ją tajemniczy chłopak ze snu, Luke Dillon. Nieprawdaż, że oryginalnie się to zaczyna...? Występ konkursowy wykonują już razem, porywając tłum swoją muzyką i śpiewem...

Pojawienie się Luke'a w życiu Dee powoduje niemały zamęt. Przy nim dziewczyna się otwiera. Obecność chłopaka wpływa na Dee kojąco. Sprawia, że staje się ambitna, chce się wyróżniać, chce przestać być zwyczajna i niewidzialna. Luke działa na nią motywująco, a granie przed publiką nie wywołuje już mdłości a radość. Para zbliża się do siebie, ale Dee wie, że ten coś przed nią ukrywa.
Wraz z pojawieniem się Luke'a zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Dee odkrywa u siebie paranormalne zdolności jak przesuwanie przedmiotów czy widzenie cieni, które raczej cieniami nie są... I skąd się wzięły te czterolistne koniczynki? I czy miłość Dee i Luke skończy się równie tragicznie jak w pieśni "Lamencie elfiej panny"? "Lament" wciągnął mnie niemal od razu, choć początkowo raziły mnie "łazienkowe" przygody Dee. Z drugiej strony, ja przed każdym egzaminem ustnym przeżywałam podobnie (podobnie!). Czy jest przewidywalna? Niekoniecznie. Czy schematyczna? - Odrobinę. 

Dzięki tej lekturze zainteresowałam się harfą i jej muzyką. Przyznam, że do tej pory uważałam skrzypce za najwspanialszy instrument, spod którego wypływa niebiańska wręcz muzyka. Dziś też zainteresowałam się harfą i mogę stwierdzić, że jest to równie piękny instrument, a wykonanie na harfie mojego ulubionego utworu "Canon i D Major" również wywołuje u mnie ciarki.

Dużą zaletą są bohaterowie. Zwłaszcza James, który jest niesamowicie zabawny, sarkastyczny, oddany i służący zawsze pomocą i dobrą radą. Wszystko potrafi obrócić w żart, a przy tym ma sporo dystansu do samego siebie i świata. Bardzo polubiłam go. Dee zmienia się, z początku zagubiona, nieśmiała, potem już odważna i skłonna do poświęceń. Luke natomiast, to opanowany, iście rycerski, zrównoważony chłopak z nieciekawą przeszłością (dosłownie!), zawsze pojawiający się w odpowiednim momencie i odpowiednim czasie. Cieszę się, że autorka nie zrobiła z niego kolejnego męskiego bohatera "macho". To jest normalny facet. Każdego z bohaterów można polubić, nawet ci "źli" zostali ciekawie nakreśleni. Niestety, jestem nieco zawiedziona, że niektórzy bohaterowie dostali tylko funkcję "małej rólki", np. ojciec głównej bohaterki. Jego pojawienie wywołało u mnie zdziwienie, że ta postać w ogóle istnieje, a gdy już się pojawił to kompletnie nic nie wniósł nowego. Jak dla mnie autorka mogła w ogóle nie wprowadzać nowego bohatera. Tak samo niektóre wątki nie zostały w pełni wyjaśnione, pewnie w drugiej części autorka nieco rozwieje te tajemnice. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Wróżki Maggie Stiefvater nie są dobre, miłe, wręcz przeciwnie, są mroczne, okrutne, niebezpieczne. Feje to fascynujące i nieprzewidywalne stworzenia, jestem ciekawa na co je jeszcze stać. Najciekawsze i najwspanialej przedstawione to Una i Brendan, które choć psotne i nieprzewidywalne, to pomocne. Opisy baśniowego wręcz świata były wspaniałe, wyborne. Autorka nieźle poradziła sobie obsadzając wróżki w nasz świat, przy czym wciąż niewidoczny dla ludzkiego oka. Naprawdę można uwierzyć, że gdzieś tam w naszym świecie czają się wróżki.

Czyta się naprawdę szybko. Styl autorki jest przyjemny, wplata też zabawne dialogi i sarkastyczny dowcip. Stworzyła niezwykle klimatyczną i tajemniczą atmosferę, co sprawia, że nie jest to kolejna książka z paranormal romance podobna do innych. Leciutka, czarująca fabuła, nasuwa jednak skojarzenie do "Królowej Lata" Melissy Marr. Obie książki przedstawiają świat wróżek jako mroczny ale i figlarny świat. W końcowym rozrachunku wygrywa jednak "Lament", ze względu na poprowadzenie akcji i końcową scenę. "Lament" jest bardziej mroczny, a świat bardziej skomplikowany i równie złożony.

Książka jest pięknie wydana, ma piękne motywy wróżek zdobiące każdą rozpoczynającą się księgę. Sama okładka jest piękna, na żywo prezentuje się wspaniale. Warto wspomnieć, że okładkę stworzyli twórcy okładki "Wschodzącego Księżyca" Keri Arthur.

Na końcu książki jest zapowiedź do drugiego tomu "Ballada", którą Wydawnictwo planuje wydać na lato. "Ballada" skupi się jednak na przyjacielu Dee - Jamesie. Będzie to też ostatnia część tej serii, więc mamy do czynienia z dylogia, a nie ciągnącą się w nieskończoność serią. 

Styl autorki jest wspaniały, czytanie sprawiało prawdziwą przyjemność, a nie męczarnię, pomimo tego że narracja była pierwszoosobowa. To wspaniała zabawa dla miłośników paranormalnych historii z miłością w tle z bajkowym klimatem. Jeśli jesteś zainteresowany historią wróżek we współczesnym świecie, to ta książka jest dla Ciebie. Jeśli kochasz baśniowy klimat i legendy, to również bez zastanowienia powinieneś sięgnąć po te pozycję i potraktować jako lekturę obowiązkową.

Ocena ogólna: 8/10 

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Illuminatio, za co bardzo dziękuję. 
 

10 komentarze:

Tirindeth pisze...

Aż chce się przeczytać po Twojej recenzji, a harfa - owszem - to jestem z najpiękniejszych instrumentów na świecie. Jeśli jesteś oczarowana tą powieścią, polecam Mistrza Zagadek - choć to typowe fantasy, nie paranormal romance, pojawia się tam także postać harfisty - mojego ukochanego Deth'a. Może to daleko idące porównanie, ale czytając Twoją recenzję czułam, że muszę porównać Lament do Mistrza Zagadek ;)

@lma pisze...

Tiri, dzięki za propozycję, sięgnę na pewno po "Mistrza zagadek" :)

Agnesja pisze...

Świetna recenzja! Czekałam na opinię do tej książki. Ja po prostu muszę przeczytać :)Już od dawna na nią poluję.

zaczytana pisze...

Teraz to nie mam wyboru. muszę ja przeczytać. Tak mnie zainteresowałaś swoją recenzją, ze chciałabym już ją mieć przeczytaną ;)
I ta harfa... ciekawe, jeszcze się nie spotkałam z tym aby w książce pojawił się ten instrument.

Zuzanna Szulist pisze...

Nie lubię harfy. :P Ale może po "Lamencie" polubię. Świetna recenzja. No i jeżeli stawiasz świat wróżek "Lamentu" ponad światem wróżek pani Marr, to na pewno muszę sięgnąć po tę powieść. ;)

Morrigan pisze...

Muszę przyznać, że niezwykle ciekawie opisałaś tę książkę. Baśniowe klimaty lubię, ale romanse mniej. Wróżki kojarzą mi się raczej z czymś dobrym, ale nie wykluczone że sięgnę po tę książkę, choćby ze względu na baśń w tle.

sujeczka pisze...

Świetna recenzja! :) Nie czytałam co prawda "Królowej Lata", więc nie mam porównania, ale spodziewam się naprawdę niezłej książki, dlatego mam nadzieję, że niedługo będę miała okazję po nią sięgnąć ;)

nightmoth pisze...

super recenzja ;)

Zuzanna Szulist pisze...

Kurde, nie mam teraz książki przy sobie, ale jak czytałam opis następnej części to głowę bym dała, że to zupełnie innych chłopak, a nie przyjaciel Dee. Muszę to sprawdzić! :)

@lma pisze...

Właśnie sprawdziłam i to jest na bank przyjaciel Dee ;)

Prześlij komentarz

Proszę, pamiętaj, że każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania, dlatego uszanuj moje.
Komentarze obrażające mnie będą usuwane.