wtorek, 5 kwietnia 2011

Recenzja: "Pragnienie" - Carrie Jones

Opis wydawcy:
Zara kolekcjonuje fobie tak, jak inne nastolatki kolekcjonują przyjaciół na Facebooku. Nic dziwnego, że do tej pory jej życie nie było usłane różami. Ojciec Zary zniknął dawno temu, ukochany ojczym właśnie umarł, a matka odpuściła sobie rodzicielskie obowiązki. Bohaterka musi zamieszkać z babcią w sennym, zimnym miasteczku w Maine - tam ponoć nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo… tylko do czasu. W prowincjonalnym życiu Zary pojawia się tajemniczy mężczyzna, który wywołuje w dziewczynie paraliżujący strach. To król piksów - przerażających, bynajmniej nie mitologicznych istot wysysających z ludzi krew, a wraz z nią - i duszę. Pierwsza część nowej serii dla młodzieży. Jej tajemnice, romans, bohaterowie z różnych światów sprawiają że obie powieści z cyklu (następna to Captivate – Zniewolenie), trafiły na światowe listy bestsellerów, w tym „New York Timesa”. 



Debiutantka Carrie Jones powieścią „Pragnienie” rozpoczyna cykl poświęcony, tym razem, piksom. - krwiopijczym stworom. Z naprawdę sporym entuzjazmem zabrałam się za tą książkę. Nie wiem sama, czego się spodziewałam, może za dużo wymagałam, ale to co dostałam mijało się z moimi oczekiwaniami.

Po śmierci ojczyma, Zara White wpadła w depresję. Jej matka wysyła ją do zimnego Maine, do babci dziewczyny (przybranej babci) w nadziei, że Zara odzyska radość i chęć do życia. Dziewczyna od początku jest negatywnie nastawiona do pomysłu matki, chcąc nie chcąc, musi jednak przywyknąć do zimnego klimatu Maine. Jak się okazuje, największym problemem Zary nie będzie awersja do zimy, brak znajomych, czy obce miejsce. Otóż pewien tajemniczy mężczyzna prześladuje ją pozostawiając po sobie złoty pył... Kim jest i czego od niej chce? I o co chodzi z tym pyłem?

„Pragnienie” to nic innego, jak młodzieżówka oparta na znanych nam już schematach. Niemal od początku schemat goni schemat. Z pozoru normalna nastolatka, niczym nie wyróżniająca się, nowe otoczenie, nowa szkoła, dwaj chłopcy, którzy już pierwszego dnia zwracają uwagę na Zarę, "straszliwa" tajemnica i inne banały. Pani Carrie, ale to już wszystko było!

Główna bohaterka to byłaby kalka Belli ze „Zmierzchu”, gdyby nie zamiłowanie Zary do sportu... Ta dziewczyna to fajtłapa, jest okropna, naiwna, jej „bohaterskie” decyzje szokująco zadziwiały w swojej głupocie. Dodatkowo Zara jest narratorką, a jej narracja potwornie mnie męczyła. Zara ma sporo lęków i aby się z nimi uporać kolekcjonuje fobie, powtarzając ich nazwy. A Nick? Jeden z „zakochanych” w Zarze chłopaków? Jak na amanta niespecjalnie mnie przekonał. Autorka, jakby na siłę, chciała zrobić z niego superchłopaka, jakże słodkiego, miłego... No cóż, w moich oczach jej się to nie udało. Nick jest mdły, nudny, a każda scena bez niego podobała mi się bardziej jak z scena z nim. Oczywiście, nie mogę mu odmówić tego, że jest to dobry chłopak, opiekuńczy i nawet odpowiedzialny, ale to za mało, żeby wyrył się w mojej pamięci. Reszta bohaterów też bez rewelacji. Nikt, absolutnie nikt nie wzbudził we mnie większej sympatii. Małym wyjątkiem jest Betty. Taka "cool" babcia z odzywkami i ciętą ripostą. Betty nie zachowuje się jak na babcię przystało, pewnie dlatego zdążyłam ją polubić, jednak po okropnym tekście:

"Widziałam, jak oblizywaliście sobie migdałki"
zdecydowanie moje dobre zdanie o niej drastycznie zmalało. No proszę, ale to nie było ani fajne ani zabawne, to było żałosne. Nawet ja tak nie mówię, a co dopiero osoba – „babcia”. Reszta bohaterów wcale nie lepsza, w większości nudni, bezbarwni, bez ikry. Naprawdę przykre.
A tu kolejny tekst, po którym miałam ochotę walić głową w ścianę:

"Spoglądam na Nicka, próbując nie wpadać w zachwyt na widok jego oczu, linii szczęki i dłoni".
To jest najlepszy przykład wyjaśniający, dlaczego nie przepadam za narracją pierwszoosobową z punktu widzenia nastolatki.

Dialogi w większości okropne, niektóre teksty wprawiały mnie w zażenowanie. Zdarzało mi się odkładać książkę kilkakrotnie, w ogóle mnie nie wciągnęła. Sama fabuła nie najgorsza. Gdyby autorka postawiła na nieco bardziej wyraziste postacie i opis tych „złych” może wyszłoby coś lepszego. Moim zdaniem autorka miała pomysł, żeby w paranormalne stworzenia obsadzić mało jeszcze znane piksy. Niestety, ale taki potencjał został zmarnowany. A szkoda.

Niezłym pomysłem było powtarzanie przez główną bohaterkę nazw fobii, nigdy nie przypuszczałam, że jest tyle rodzajów lęków. Jednak z czasem, fobie zaczęły nudzić, no bo ile można.
Jedynym wątkiem, który tak naprawdę mnie zainteresował była historia (i sama sylwetka) mamy Zary. Pewnie w dalszych częściach będzie o niej więcej, ale czy to ma mnie przekonać, żeby sięgnąć po ciąg dalszy? Nie sądzę.

Czyta się lekko, szybko, niekoniecznie przyjemnie. Niestety przerywałam czytanie na rzecz bardziej interesujących zajęć, jak np. tęskne spojrzenie przez okno czy nawet sprzątnięcie biurka.
Schematyczność fabuły nie jest dla mnie dużym zarzutem wobec tej książki, żeby nie było. Książka może być schematyczna, ale pomysł i wykonanie mogą być lepsze. Świetnym przykładem pozycji dobrej, ale schematycznej, to „Dziewczyny z Hex Hall” autorstwa Rachel Hawkins.

Nie mogę się przyczepić do samego wydania książki. Jest bardzo dobre, staranne tłumaczenie, żadnych literówek (przynajmniej takich nie znalazłam), ładnie wydana książka, zresztą jak wszystkie książki z Wydawnictwa Bukowy Las, niestety to treści nie nadrobi.

Z mojej strony niestety nie mogę polecić tej książki, sumienie mi tego zabrania. Słaba, nudna, okropna, schematyczna i przewidywalna fabuła. Dodatkowo zakończenie niespecjalne, kompletnie nie przekonało mnie bym sięgnęła po drugą część, a czytając opis do „Zniewolenia” nie szykuje się nic czego już by nie było w tej części.
Ja zakończyłam swoją znajomość z tym cyklem. Możliwe, że kolejne części będą lepsze, naprawdę chcę w to wierzyć, ale nie odczuwam PRAGNIENIA by poznać ciąg dalszy.

Ocena ogólna: 3/10
Mam nadzieję, że swoją opinią nie uraziłam fanów tej serii.