piątek, 29 kwietnia 2011

Recenzja: "Przyrzeczeni" - Beth Fantaskey

Opis wydawcy:
Wampiry potrafią nieźle namieszać w życiu nastolatki…
Świat Jessiki staje na głowie, gdy w szkole pojawia się osobliwy uczeń z wymiany międzynarodowej, Lucjusz Vladescu. Jest arogancki, natrętny i, no cóż, nieziemsko przystojny. Na domiar złego twierdzi, że Jessica to rumuńska wampirza księżniczka i że na mocy paktu między ich rodami są zaręczeni! Dziewczyna nie chce wierzyć w te rewelacje, jednak kiedy zaczyna wertować Przewodnik dla nastoletnich wampirów po miłości, zdrowiu i emocjach, nachodzą ją wątpliwości…
Czy przeciętna nastolatka to dobry materiał na czarującą wampirzą księżniczkę?


Szczerze powiedziawszy, to miałam się za tę książkę w ogóle nie zabierać. Byłam do niej sceptycznie nastawiona, jednak po pewnej entuzjastycznej recenzji skusiłam się na zakup. Czy żałuję? Absolutnie! No bo kto powiedział, że kolejna książka o wampirach nie może być już dobra? Ta jest i to bardzo.

Pewnego dnia, tuż po wakacjach, świat Jessiki, amerykańskiej nastolatki, przewraca się do góry nogami. Czekając na autobus szkolny dziewczynę obserwuje pewien tajemniczy chłopak, to zdarzenie lekko zaniepokoiło Jessikę. Ku jej zaskoczeniu jegomość pojawia się również w szkole. Okazuje się, że jest uczniem z wymiany międzynarodowej z Rumunii. Jakby i tego było mało, rodzice Jessiki znają chłopaka, nawet zapraszają go na kolację i wtedy się zaczyna. Lucjusz Vladescu, bo tak nazywa się tajemniczy chłopak, oznajmia dziewczynie, że jest wampirem tak jak ona i są sobie przyrzeczeni na mocy paktu. Mało tego, okazuje się, że Jessika jest wampirzą księżniczką i jeśli się nie pobiorą ich rody zaczną ze sobą wojną, na co od dłuższego czasu się zanosi. Dziewczyna traktuje go jak wariata, jednak przybrani rodzice dziewczyny również powtarzają te rewelacje. W co ma wierzyć i komu? Czy ma poświęcić swoje życie, przyszłość, plany i marzenia dla wampirów?

Niebywale wciągnęłam się w tę książkę. Jest zabawna na swój sposób i nie mówię tu o parskaniu śmiechem co stronę. Akcja nie ma postojów, prawie zawsze coś się dzieje. Mamy szkolne życie, miłostki, potyczki między kolegami. Fabuła jest lekka, to się chce czytać! A narracja Jessiki jest niemęcząca i przyjemna. Listy Lucjusza skierowane do jego wuja są ciekawym urozmaiceniem. Czytelnik wie, co tam w jego głowie siedzi, co go gryzie i jak się zmienia. Początkowo listy są zabawne, opisują spotkania i "zaloty" do Jessiki. Te listy są urocze, można w nich dojrzeć prawdziwego Lucjusza.
 
Najmocniejszą stroną jest niewątpliwie i bezapelacyjnie główny bohater - Lucjusz, Lucek, Luc... Takiego bohatera zdaje się jeszcze nie było. Arogancki typ, uwodzicielski, zarozumiały, ma poczucie wyższości z racji swego pochodzenia. To człowiek elegancki, dobrze wychowany z manierami. Lucjusz wie czego chce, zmierza do wytyczonego celu. Do bólu niekiedy niewspółczesny, posługujący się pięknym językiem. Z początku totalnie arogancki i nawet zarozumiały, z czasem jednak się zmienia. I to niejednokrotnie! To po prostu wampir z klasą (i kasą też). Z kolei nasza Jessika, a tak naprawdę Anastazja, to normalna, całkiem przeciętna nastolatka o matematycznym umyśle. Do tego jest sympatyczna, wrażliwa, delikatna i kobieca, bo w rozmiarze "40". Dziewczyna nie boi się pracować ani pobrudzić, co spotyka zdziwienie u Lucjusza, bo przecież to nie przystoi. Podobała mi się u niej ta jej niewiara co do istnienia wampirów, wykluczyła to jako coś nieracjonalnego. Długo nie wierzyła w ich istnienie. Jest racjonalistką i tak powinno być! Denerwowała mnie jednak jej ślepota w stosunku do wspaniałego Lucjusza, choć z początku faktycznie był dupkiem. A tak, Jessika zastanawiała się pomiędzy nieskomplikowanym i "fajnym" Jakiem a nieco aroganckim i niezwykle uwodzicielskim Lucjuszem. Też mi wybór! Na szczęście Lucjusz się nie poddaje. Ich relacje, próby dotarcia do siebie, pojednania, zbliżenia... ach!

Tuż po skończeniu książki miałam ogromną ochotę zacząć od nowa. Poczekam jednak jakiś czas, bo z tym podejściem łatwo mogę przedawkować tę pasjonującą lekturę, a ja chcę się nią w pełni rozkoszować. Tym samym książka ląduję na półce z ulubionymi pozycjami. Nie poradzę nic na to, że "Przyrzeczeni" mnie kompletnie oczarowali (o tak, lubię to słowo), po skończeniu mogę stwierdzić, że chcę więcej, dużo więcej części. Niestety na kontynuację przyjdzie nam trochę poczekać aż do 2012 roku. Pozostaje uzbroić się w cierpliwość, mnóstwo cierpliwości.
Polecam, gorąco polecam!

Ocena ogólna: 9/10

środa, 27 kwietnia 2011

Recenzja: "Dziewczyny z Hex Hall" - Rachel Hawkins

Opis wydawcy:
Grzeczne dziewczynki idą do szkoły, niegrzeczne – do Hex Hall.


Czy jesteś grzeczną dziewczynką?
Sophie Mercer zdecydowanie nie jest. Zbyt często wpada w tarapaty. Wreszcie „dla własnego dobra” trafia do Hex Hall, czyli szkoły z internatem dla czarownic, wilkołaków i elfów. W końcu Sophie to córka czarnoksiężnika.
I wtedy zaczynają się prawdziwe kłopoty. Życie „nowej” nie jest usłane różami. Zwłaszcza gdy najprzystojniejszy chłopak w szkole jest już zajęty. A jego dziewczyna, choć śliczna i słodka, potrafi zaleźć za skórę jak mało kto.
Jednak najgorsze wciąż przed Sophie. Ktoś zaczyna atakować uczniów, a podejrzenie pada na jej jedyną przyjaciółkę.


Zabierając się za tą książkę nie spodziewałam się niczego bardziej odmiennego i świeżego od chmary książek, która zalała nasz rynek wydawniczy. Jednak już po pierwszym rozdziale czułam, że to może być coś innego...

Główna bohaterka Sophie Mercer jest czarownicą. Trochę kiepską czarownicą, która na domiar złego non stop wpada w tarapaty. Za ostatni incydent, wydawałoby się całkiem niewinny, zostaje wysłana do Hekate Hall, nazywana przez uczniów po prostu jako Hex Hall. Hex Hall to nic innego jak szkoła z internatem skupiająca pełno takich uczniów jak nasza bohaterka, czyli osób, które w pewien sposób mogły przyczynić się do ujawnienia istnienia osób paranormalnych, a tego nikt z nich przecież nie chciałby... Mimo niechęci Sophie powoli aklimatyzuje się w ten nieco mroczny świat szkoły Hekate. Oprócz czarownic, mamy też elfy, zmiennokształtnych i... wampira, a raczej wampirzycę, która stety/niestety okazuje się współlokatorką Sophie, ku jej przerażeniu.
Dziewczyny jednak zaprzyjaźniają się ze sobą, a Jenna wprowadza ją w tajniki szkoły. Oczywiście jak to bywa w mrocznych szkołach - musi też być mroczna tajemnica... Na domiar złego coś czy ktoś atakuje uczennice, a wszyscy podejrzewają Jennę...

Dalej fabuła może nieco być schematyczna, czyli niedobre i chamskie koleżanki, przystojny facet, mroczna tajemnica, szkoła, wyjątkowość bohaterki... Jednak czytanie tej książki było niesamowite. Jest to dla mnie totalne zaskoczenie roku 2010. Świetnie zaczęta seria. 

Bohaterkę, Sophie Mercer, mimo jej "talentu" do wpadania w tarapaty, nie da się nie lubić. Owszem, bywa denerwująca, na początku nieco naiwna, ale lojalna i zabawna. Sophie jest bystrą dziewczyną, choć też taką małą ciamajdą, ale moim zdaniem w jej przypadku to urocze. Z kolei Archer, jedna z ciekawszych postaci, to pewny siebie, zdolny i podziwiany przez wszystkich chłopak. Nie trudno się domyśleć, że nasza Sophie robi do niego maślane oczy, problem w tym, że chłopak jest już zajęty.

Oczywiście przewidywalność schematyczność może być dość sporym zarzutem co do książki, jednak to wcale nie szkodzi jej, wręcz przeciwnie. Książkę mimo wszystko czyta się dobrze, autorka świetnie bawi się schematami a co najważniejsze - bardzo dobrze jej to wychodzi.

Fabuła i klimat może nasuwać oczywiste skojarzenie z Harrym Potterem. To normalne. Ale mnie bardziej skojarzyła się książka Libby Bray "Mroczny sekret", którą notabene uwielbiam. Dlatego, też myślę, że fankom serii Libby Bray tak samo przypadnie do gustu właśnie ta książka. 

Czytanie tej książki było dla mnie przyjemnością. Autorka ma taki luźny ale i zabawny styl pisania. Jest też humor, który bardzo sobie cenię w książkach. Słowem: sama przyjemność i mile spędzony czas. Książka jest okrutnie wciągająca, jak już się zacznie czytać, tak trzeba skończyć, dlatego należy uważać, o której godzinie zacznie się czytanie tej pozycji...
Zakończenie zaskakujące, jak zwykle pozostawiające uczucie niedosytu i chęć okrzyku rozpaczy, że na następną część znowu trzeba będzie poczekać. No cóż, takie uroki serii.

"Dziewczyny z Hex Hall" były dla mnie największym zaskoczeniem literackim młodzieżowym roku 2010. Nie spodziewałam się, aż tak dobrej książki. Jest magia, tajemnica, humor, wciągająca akcja, świetny klimat. Polecam serdecznie tą pozycję, choć może bardziej osobom nie czepiającym się szczegółów. Naprawdę warto przeczytać. 
Już niedługo, bo w czerwcu, ma mieć premierę druga część serii (Hurra!!!), więc czytelników, którzy jeszcze nie zaznajomili się z Hex Hall gorąco zachęcam do nadrobienia tej zaległości. Ja sama z chęcią przypomnę sobie pierwszą część, zanim sięgnę po kontynuację.

Ocena ogólna: 8/10

wtorek, 26 kwietnia 2011

Recenzja: "Bogowie i potwory. Z ciemnością jej do twarzy" - Kelly Keaton

Opis wydawcy:
Ari zawsze czuła się inna. Ma długie srebrzyste włosy, których nie da się ściąć ani zafarbować. Zielone nienaturalnie przyciągające oczy. Niejasną przeszłość związaną z szaleństwem i samobójstwem matki. Jest wściekła, zbuntowana i za wszelką cenę chce dotrzeć do prawdy.
Próbując odkryć tajemnicę swojego pochodzenia, trafia do odmienionego, magicznego Nowego Orleanu, który po huraganie wykupiony został przez tajemnicze rodziny o potężnych wpływach. Miasto pełne jest dziwnych istot, wampirów, czarodziejów, hybryd... Na ich tle Ari wydaje się być zwykłą dziewczyną, a jednak to właśnie ona wzbudza największy lęk...
Prześladują ją zabójcy, wspiera przystojny i odważny pół-wampir Sebastian, a gdzieś na obrzeżach miasta i tajemnicy czai się złowroga bogini Atena, która zrobi wszystko, by ją dopaść.
Z ciemnością jej do twarzy łączy popularne wątki paranormalne z grecką mitologią, opowieścią o walce z przeznaczeniem. Niebezpieczeństwa, niezwykły klimat zrujnowanego miasta i porywająca historia miłosna sprawiają, że powieść czyta się jednym tchem.


Niedaleka przyszłość.
Ari jest sierotą i chce poznać prawdę o swojej prawdziwej matce, po której zostało jej jedynie mgliste wspomnienie. W tym celu przybywa do "wariatkowa", gdzie właśnie ostatnie chwile życia spędzała jej rodzicielka. Okazuje się, że jej matka popełniła samobójstwo w wieku 21 lat, a jedynymi rzeczami po matce jest małe pudełko po butach, które zawiera tylko listy i biżuterię. W liście do Ari matka ostrzega ją przed niebezpieczeństwem, które jej grozi.
Dziewczyna zostaje zaatakowana przez tajemniczego chłopaka, który ewidentnie miał zamiar ja zamordować. Ari jednak potrafi o siebie zadbać, a szkolenie jakie otrzymała od rodziców zastępczych nie poszło na darmo. Bohaterka zabija napastnika, po czym zwłoki tajemniczo rozpływają się w powietrzu.

Zszokowana dziewczyna postanawia udać się do Nowego 2, miasta, które jeszcze kilkanaście lat temu po prostu Nowym Orleanem. Jednak po klęsce żywiołowej, miasto zostało doszczętnie zniszczone. Najbogatsze rodziny wykupiły go od państwa, więc jest już miejscem prywatnym. A teraz jest już skupiskiem dziwolągów i właśnie tam podąża nieświadoma dziewczyna by odkryć prawdę o sobie, klątwie i rodzinie...
Dziewczyna jest zdeterminowana by poznać prawdę, jednak ta może się okazać bardziej przerażająca niż mogłaby pomyśleć...

Ari to bardzo sympatyczna osóbka, która potrafi sama o siebie zadbać. Jest nad wyraz dojrzała i odpowiedzialna, samodzielna i niezależna, ale i buntownicza. Ja właśnie takie bohaterki lubię. To twarda dziewczyna ze smutnym dzieciństwem. Lądowała od jednej rodziny zastępczej do drugiej, aż w końcu trafiła na kochające małżeństwo, które nauczyło dziewczynę sztuczek samoobrony. Jej determinacja i odwaga zasługują na podziw, choć w Ari irytowało mnie niekiedy waleczne wyczyny. Bohaterka od zawsze czuła się odmieńcem. Nie trudno jej się dziwić. Ma białe, wręcz srebrzyste włosy i intensywnie zielone oczy. Jej wygląd budzi zainteresowanie.
Sebastian, czyli amant tejże książki, to interesująca postać. To nie jest następny arogancki macho, co to, to nie! To dość mroczny, tajemniczy chłopak, a jego obecność w książce to najwspanialsze momenty! Ogromny plus dla autorki za bohaterów, począwszy od Ari, przez tajemniczego Sebastiana, a skończywszy na jednej z najciekawszych postaci tej książki, czyli Violet, dość specyficznej i dziwnej postaci.

Wątek miłosny jest doprawdy uroczy, na niektórych stronach aż skwierczy. Początkowo Ari i Sebastian nie dogadywali się najlepiej, obydwoje to twarde i niezależne osoby. Podoba mi się, że autorka nie wprowadziła już oklepanego wątku trójkąta miłosnego. To wspaniałe nie czytać o kolejnym trójkącie miłosnym. Mam tylko nadzieje, że autorka utrzyma to i nie wprowadzi kolejnego amanta.

Duży plus dla autorki za wspaniałą scenę na balu. To było coś niesamowitego. Byłam tak oczarowana nią, że czytałam kilkakrotnie.
Zakończenie książki, a raczej scena finałowa, jest dla mnie zaskakująca, ale i mało satysfakcjonująca, chyba nastawiłam się na coś innego. Pozostał niedosyt, który mam nadzieję zostanie zaspokojony w kolejnej części i czuję, że kolejna część będzie o wiele lepsza!

Książkę przeczytałam jednym tchem, jest interesująca i wciągająca. "Z ciemnością jej do twarzy" to naprawdę niezły start nowej serii dla młodzieży. Kelly Keaton wykorzystała wątki mitologiczne w zabawny i dość nowoczesny sposób. To czyni tę książkę czymś całkiem świeżym. Świetnie skonstruowany świat okraszony wątkami mitologicznymi, w tym wątek miłosny w tle... To naprawdę warto przeczytać!

Ocena ogólna: 8/10

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Znak, za co serdecznie dziękuję.

piątek, 22 kwietnia 2011

Recenzja: "Kroniki Czarnoksiężnika. Przywoływacz dusz" - Gail Z. Martin

Opis wydawcy:
Wygodne życie Martrisa Drayke’a, drugiego syna króla Bricena z Margolanu, legło w gruzach, gdy jego starszy, przyrodni brat Jared wraz z mrocznym magiem Arontalą zabijają króla by przejąć tron. Tris ucieka z trójką przyjaciół: kapitanem gwardii Soteriusem, nadwornym mistrzem bardów Carroway’em oraz Harrtuckiem, królewskim gwardzistą. W świecie, w którym duchy ukazują się otwarcie i wpływają na sprawy żywych ludzi, Tris skrywa głęboką tajemnicę. Podejrzewa, iż może być spadkobiercą magicznej mocy swojej babki, która była potężną czarodziejką. Taka magia uczyniłaby z Trisa Przywoływacza Dusz, obdarzonego rzadkim magicznym darem pozwalającym na pośredniczenie pomiędzy żywymi a umarłymi. Czytelnicy fantasy poszukujący dobrej opowieści z interesującymi postaciami nie będą mogli się oderwać od Przywoływacza Dusz Gail Z. Martin. Atutami tej książki jest dobre tempo narracji, realistycznie poprowadzona akcja, ciekawe wykorzystanie nadprzyrodzonych i magicznych elementów oraz dobrze przemyślana, pozbawiona dłużyzn fabuła. Akcja rozwija się sprawnie, a sceny walki są ekscytujące i wiarygodne. Ta książka to wartko płynąca opowieść, której umiejętnie skonstruowana narracja nie pozwala czytelnikowi się nudzić. – Fantasy Book Review Gail Z. Martin ma świetne wyczucie tempa narracji i przeplata barwną historię wieloma scenami walk, ucieczek i pościgów. Średniowieczna sceneria została przedstawiona przekonująco i ze szczegółami, a cele działań i motywacja postaci są wiarygodne. – SF Site



Główny bohater jest księciem Margolanu. To drugi syn króla, toteż nie on będzie sprawować rządy po śmierci króla, lecz jego starszy brat, Jared. Trisowi taka sytuacja całkowicie odpowiada, gdyż nie widzi siebie jako osoby rządzącej królestwem. Woli spędzić czas na jednej z wiejskich posiadłości ojca, w otoczeniu książek i psów, jak najdalej od dworskich spraw i intryg.
Wszystko się zmienia, gdy Jared z pomocą maga postanawia zamordować królewską rodzinę, tym samym zostawiając sobie drogę do tronu. Jakimś cudem Trisowi udaje się uniknać śmierci. Wraz z przyjaciółmi jest zmuszony uciekać czym prędzej z królestwa przed Jaredem. Jakby kłopotów było mało, Tris odkrywa u siebie moce. Odkrywa również jakie posiada moce, o których mu się nie śniło. Okazuje się, że Tris odziedziczył moce po swojej babce, która była Przywoływaczem dusz. Jednak kontrola nad nimi jest ciężka, a czasu coraz mniej, by je w pełni opanować, a tylko on jeden, jest w stanie pokonać zło...

By przeżyć, Tris wraz ze sprzymierzeńcami musi udać się do królestwa wuja. Po drodze bohaterowie spotykają nowych sprzymierzeńców. Wraz z pomocą wynajętego najemnika cała piątka udaje się ku celu. Tris musi się nauczyć sztuki walki, jeśli chce pomścić śmierć ojca, matki i ukochanej młodszej siostry. Dodatkowo wie, że ciąży na nim duża odpowiedzialność. Jednak, Jared nie daje za wygraną i tropi brata, by go uśmiercić. Tris wie doskonale, jakie okrutne rządy będzie sprawować Jared, dlatego Tris musi zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić. Czy uda mu się pomścić śmierć bliskich i odbierze władzę z rąk tyrana? O tym dowiecie się już z książki...

Książkę czyta się naprawdę dobrze. Akcja jest wartka, nie ma też zbędnych dłużyzn i niepotrzebnych opisów. Akcja posuwa się stopniowo do przodu. Fabuła ekscytująca i naprawdę ciekawa. Książka wessała mnie w swój magiczny świat, co rusz zadawałam sobie pytanie: „co dalej?”. Autorce udało się na „piątkę z plusem” wykreować barwny świat, w którym przeplotła magię z obecnością duchów. Niestety, czas przedświąteczny kompletnie uniemożliwił mi zagłębianie się w tę przygodę. Bo na tę książkę trzeba mieć czas, by się nią w pełni rozkoszować i dać się porwać w wir przygód.

Bohaterowie byli silni, dość wiarygodni, każdy z bohaterów był sympatyczny i na pewno wyjątkowy. Ma się wrażenie, że bohaterowie są z krwi i kości. Ich odzywki i dialogi niekiedy wywoływały u mnie bardzo szeroki uśmiech. Uwielbiam takie dodatki jak humor w książkach fantasy. Mnie osobiście najbardziej przypadł do gustu główny bohater, Tris, ale i Vahanian, którego uważam za najbardziej ciekawą i barwną postać w tejże książce.

Uwielbiam każde spotkanie Trisa z duchami. Opisy tych spotkań są niesamowite, aż w niektórych momentach ciarki mnie przebiegły po plecach. Im więcej duchów, tym lepiej dla mnie.

Osobiście jestem pod niemałym wrażeniem tej książki. Autorka stworzyła niesamowity świat pełen magii i duchów. Myślę, że powieść powinna przypaść Wam do gustu, choć myślę, że bardziej miłośnikom gatunku fantasy, ale nie tylko. Może nie zaliczę tej książki do ulubionych, ale naprawdę wyczekuję następnej części. Mnie samej zostaje cierpliwe czekanie na kolejne części i po cichutku liczę, że będą nawet lepsze od tej części. Mało tego, uważam że czas poświęcony tek książce, absolutnie nie będzie czasem straconym!

Ocena ogólna: 8/10

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Dwójka bez Sternika, za co serdecznie dziękuję.


środa, 20 kwietnia 2011

Recenzja: "Las zębów i rąk" - Carrie Ryan

Opis wydawcy:
Las Zębów i Rąk to jeden z największych bestsellerów gatunku literatury Young Adult ostatnich lat, porównywany popularnością do cyklu Zmierzch Stephenie Meyer, Dary Anioła Cassandry Clare czy Igrzyska Śmierci Suzanne Collins.
Las Zębów i Rąk przedstawia bardzo mroczną, a jednocześnie niezwykle wciągającą wizję świata po zagładzie, w którym młoda dziewczyna musi dokonać trudnych wyborów między tym w co wierzy, a tym w co każą jej wierzyć, między światem swoich marzeń, który zna tylko z opowieści matki, a krwawym ale znanym światem, który ją otacza. Musi też wybrać między tym, który ofiarowuje jej swoją miłość, a tym, któremu ona chce ją ofiarować.
W świecie, w którym nie ma nadziei, każdy wybór musi zostać okupiony dużą ofiarą. Tylko czy droga do spełnienia własnych marzeń okaże się warta poniesionych ofiar...?



Apokaliptyczne wizje zagłady świata w dziwny sposób mnie przygnębiają. Czy to w filmach, czy w książkach. Zawsze pozostaje wrażenie, że to może się kiedyś wydarzyć, wystarczy jeden groźny wirus... „Las zębów i rąk” to zarazem pierwsza książka z serii o apokaliptycznej wizji świata i debiut autorki, który moim skromnym zdaniem, jest bardzo udany.

Las zębów i rąk otacza małą wioskę. Mieszkańcy nie znają świata poza Lasem, to co jest Zewnątrz brzmi jak bujda, nierealne marzenie. Do wioski nikt nie wchodzi, a jeszcze lepiej, żeby też nikt nie wychodził... Wiedzą tylko tyle, że tam w Lesie, czai się zło, które tylko czeka na błąd mieszkańców, a jedyne co ich interesuje, to ludzkie mięso.

Akcja zaczyna się w momencie dźwięku syreny, która alarmuje zwykle albo na ćwiczenia, albo na zagrożenie.
Tym razem nie są to ćwiczenia. Ktoś został zaatakowany... Matka Mary. Została Zainfekowana, co oznacza jedno – śmierć i Powrót jako Nieuświęcona. Dziewczyna towarzyszy matce przez siatkę z bólem obserwując ostatnie chwile życia ukochanej osoby.

„W chwili pomiędzy śmiercią a Powrotem mojej matki przestaję wierzyć w Boga.”

Gdy Mary wraca do domu jej własny brat ma do niej pretensje, że pozwoliła matce Powrócić zamiast ją zabić. Informuje ją również, że wysyła ją do Sióstr. Tym samym, przekreśla jej szanse na założenie rodziny, w zamian oddając ją Bogu i Siostrom.

Siostry stoją na straży ładu i porządku. Mary nie potrafi się odnaleźć się wśród Sióstr, które jak się okazuje, skrywają wiele sekretów.
Marzeniem Mary jest zobaczyć ocean, o którym wiele razy opowiadała jej matka, jednak czy na pewno istnieje? Czy jest tylko płonną nadzieją? Myśl o oceanie napędza dziewczynę nadzieją i wiarą, staje się to jej obsesją i najważniejszym celem.

Mieszkańcy wierzą, że są ostatnimi ocalonymi ludźmi, gdy resztę świata spotkała zagłada, że na Zewnątrz nie ma już nikogo. A jednak pewnej mroźnej nocy ktoś z Zewnątrz wkracza do wioski, a jego obecność otoczona jest kolejną tajemnicą.

Mary staje się poprzez swoją dociekliwość niewygodna dla Sióstr. Te postanawiają, że Mary poświęci swe życie nie jako jedna z Sióstr, ale jako żona i matka. Zostaje zaręczona z Harrym, mimo że dziewczyna darzy gorącą miłością jego brata, Travisa, który z kolei jest zaręczony z inną dziewczyną.

„Myślisz, że chcesz miłości, Mary. Myślisz, że to piękny dar, które wypełnia cię i czyni całością; nic więcej. Ale mylisz się. Miłość potrafi być okrutna i zła. Może stać się mrokiem i powodować najdotkliwszy ból. (...) Nie rozumiesz, że życie w tej wiosce nie polega na miłości, lecz na poświęceniu?”

W wiosce panują pewne zasady, obrządki... Dzieci jest coraz mniej, a małżeństwa nie są zawierane z miłości, lecz z obowiązków rodzinnych, aby przedłużyć pokolenia... Jednak trudno jest myśleć o przyszłości, gdy w mroku czają się żarłoczne istoty a ich jęk jest przytłaczający.

Co będzie gdy siatki, któregoś dnia nie wytrzymają pod naporem żarłocznych Nieuświęconych? Czy Mary da radę ochronić bliskich?

Mary jest sprytną, ciekawską, waleczną dziewczyną. Jest też wrażliwa, owszem, ale pełna poświecenia. Muszę przyznać, że uwielbiam takie bohaterki, choć Mary nieraz wydała mi się samolubna. Jej jedynym celem było zobaczyć ten mityczny ocean. Podziwiam jej ambicje, naprawdę, ale odczuwałam, że jej obsesja się potęguje. Relacje między bohaterami były dla mnie takie realne. Wszystkie emocje działały na mnie. Czułam tą bezradność bohaterów, ich strach, nadzieję.

Narracja jest pierwszoosobowa w czasie teraźniejszym, co potęgowało we mnie wrażenia i emocje wypływające z książki. Styl autorki bardzo mi się podoba. Ach, wielbiciele „IŚ” to coś dla Was. Będziecie się bać, wzruszać, ronić łzy, przeżywać każdy moment tej książki...
Sama fabuła, może nie jest aż nadto oryginalna, nachodzi przecież skojarzenie do filmu „Osada”. Osobiście filmu nie oglądałam, wiec nie wiem na ile jest zgodność fabuły, ale musicie przyznać, że czegoś podobnego jeszcze nie było. Atmosfera książki jest mroczna, wręcz momentami przerażająca.

Ta książka mnie uwiodła, oczarowała, niemal od pierwszej strony. Byłam wręcz uzależniona od niej, nie mogłam spać bo musiałam ją skończyć, by poznać finał tej przejmującej historii. Nie mogłam przestać o niej rozmyślać zarówno w trakcie czytania, jak i po. Przerwy w czytaniu były męką. Ja po prostu musiałam poznać zakończenie tej książki.
Dawno nie czytałam tak wspaniałej książki młodzieżowej. Bałam się, płakałam, przeżywałam tę książkę całą sobą, wszystkie emocje bohaterów odczuwałam dogłębnie. Z nerwów i tych wszystkich emocji obgryzłam paznokcie, niestety.

Ta powieść nie jest absolutnie schematyczna a tym bardziej przewidywalna. Co to, to nie! Nawet wątek romantyczny jest taki prawdziwy, delikatny, pełen poświęceń.
Nie jest to książka o kolejnym pustym wątku miłosnym z paranormalną otoczką, zamiast tego mamy chęć przetrwania, walkę o wolność, nadzieję, miłość, poświecenie, strach i... śmierć czającą się zewsząd.

Zakończenie w pełni satysfakcjonujące, gdy dobrnęłam do ostatniej strony poczułam ogromny smutek, że finał już za mną. Smuci mnie też nieco fakt, że następne części będą już nie o Mary, a o zupełnie innych bohaterach, jednak czuję, że będą równie fascynujące jak ta część. Seria trafia do mojego grona ulubionych książek.

Jest to świetna propozycja dla młodszych i starszych czytelników. Gorąco zachęcam do zapoznania się z tą pozycją, bo naprawdę warto. Jest to coś wyjątkowo świeżego. A gdy będziesz kiedyś w ciemnym lesie i usłyszysz za sobą chrzęst liści... uważaj na siebie, bo to mogą być Oni.

Ocena ogólna: 10/10
Jest to najlepsza książka, jaką czytałam w tym roku. Z całego serca polecam!

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Papierowy Księżyc, za co serdecznie dziękuję.

piątek, 15 kwietnia 2011

Recenzja: "Pocałunki wampira. Początek" - Ellen Schreiber

Opis wydawcy:
Nowy chłopak w mieście. 
Pogłoski o wampirach. 
I pierwsza, niebezpieczna miłość. 

Dwór na szczycie wzgórza wiele lat stał pusty, ale pewnego dnia okazało się, że ktoś w nim zamieszkał. Tajemniczy Alexander Sterling natychmiast stał się tematem plotek. Raven, zafascynowana wampirami gotka, usiłuje odkryć całą prawdę o skrytym Alexandrze. Kiedy go poznaje, zaczyna między nimi iskrzyć. Czy Alexander spełni jej największe marzenie? Miłość bywa pokrętna – zwłaszcza taka, która ożywa dopiero po zmierzchu… 


Wampiry, wampiry... Dochodzimy do tego momentu, że każdą kolejną książkę porównujemy do „Zmierzchu” Stephenie Meyer, jednak nie tą. Otóż, autorka Ellen Schreiber napisała ją na długo przed szałem na błyszczące wampiry, mianowicie w 2003 roku.

Bohaterka tej serii od dzieciństwa ma obsesję na punkcie wampirów, mrocznych klimatów, itp. Już w szkole, gdy nauczycielka spytała, kim chce być w przyszłości ta bez zastanowienia odrzekła, że wampirem, czym wprawiła nauczycielkę w konsternację.
Rodzice Raven są byłymi hipisami, wychowali córkę w klimacie dość mrocznym. Oglądali razem filmy grozy na czarno-białym telewizorze, jedli ciasteczka Twinkies, grali do znudzenia w gry planszowe. Jednak nic nie trwa wiecznie, zwłaszcza te miłe chwile... Wszystko się kończy, gdy na świat przychodzi jej brat, którego nazywa Małym Nudziarzem. Dodatkowo ku wielkiemu rozczarowaniu Raven, rodzice posyłają ją do... szkoły, gdzie bez przerwy wpada w kłopoty.

W szkole Raven częściej bywa w biurze dyrektora niż na lekcjach, a skoro Raven tak często tam przebywa przeszli już po prostu na „ty” z dyrektorem. Cała reszta szkoły uważa ją za dziwaka i odmieńca. Nie ma znajomych, oprócz Becky, jej najwierniejszej od dzieciństwa przyjaciółki, która traktuje ją inaczej.
Raven ubiera się na czarno, nosi glany, nawet usta maluje ulubioną szminką w kolorze czarnym, oczywiście. Im więcej czerni, tym lepiej.
W dniu jej „sweet sixteen” na mieście rozchodzą się plotki, że w opuszczonym, starym dworze ktoś zamieszka. Raven jest tym poruszona i zaciekawiona, bo w dawnych latach wkradała się do tej posiadłości, a teraz marzy jej się, że w tym dworze zamieszka nie nikt inny jak wampir! Całe miasto żyje tą nowiną, aż huczy od plotek. Okazuje się, że nowymi sąsiadami będzie rodzina, przypominająca wręcz... słynną rodzinę Adamsów! Rodzice, którzy nie wychodzą z domu za dnia, nie koszą trawnika, nie pielęgnują ogródka, lokaj Straszydło, który swoim wyglądem może przyprawić o zawał i w końcu syn, Alexander. On jest największą tajemnicą. Nie chodzi do szkoły, ponoć ktoś widział go w nocy na cmentarzu, jest trupio blady, a nocą nie wiadomo skąd pojawiają się nietoperze. Od razu miasto przypina mu plakietkę wampira. Oczywiście, nasza Raven jest tym zachwycona i postanawia poznać naszego uroczego Alexandra, by odkryć prawdę. Dziewczyna zbliża się do domniemanego wampira i spędza z nim niezapomniane chwile, i... jej serce bije mocniej. Czy Alexander może być wampirem? Czy obsesje dziewczyny nie przysłoni prawdziwego uczucia? Czy potrafi zaakceptować Alexandra takiego, jakim jest?

„Pocałunki wampira” to zabawny start nowej serii. Nie jest to kolejna książka o tym, jak kolejna zwyczajno-niezwyczajna nastolatka musi ratować świat, bliskich i siebie. Co to, to nie! Jest to zabawna, ciepła opowieść o akceptacji, miłosnych i szkolnych perypetiach uroczej gotki.

Raven to niesamowicie zabawna, wariacka, bardzo sprytna i piekielnie ciekawska dziewczyna. Jest też głupiutka, ale nie jest niedorajdą. Potrafi o siebie zadbać. Nie przejmuje się zbytnio opiniami innych, ma cięty język a jej odzywki z największym wrogiem ze szkoły, a zarazem wzorowym uczniem i gwiazdą szkolnej drużyny futbolowej, Trevorem mogą wywołać bóle brzucha ze śmiechu. Ich potyczki były najlepszym motywem z całej książki. Pomysły Raven są iście wariackie, a talent do pakowania się w tarapaty opanowała do perfekcji. Z kolei jej obiekt westchnień, Alexander, jest słodki, nieco dziwny, tajemniczy i taki nieporadny.

Bohaterowie niestety są płytcy, chociaż muszę być szczera, niespecjalnie mi to przeszkadzało. Traktuję tę książkę z dużym przymrużeniem oka, a nawet jako parodię. Czytałam ją niecałe dwie godziny z uwagi na jej małą objętość i wcale nie żałuję poświęconego jej czasu.

Nie potrafię stwierdzić, czy jest to książka z tych „na jeden raz”. Pewnie kiedyś zechcę ją ponownie przeczytać. Myślę, że książka najbardziej przypadnie do gustu młodym czytelniczkom, choć mnie, mimo że wiek nastoletni mam już dawno za sobą, spodobała się i to na tyle, że z przyjemnością sięgnę po następną część z tej serii „Miłość po grób”.

A na koniec jeden z cytatów, który spodobał mi się na tyle, że postanowiłam „sprzedać” go dalej:
- Księżyc dzisiaj taki piękny – zauważył.
-         Mnie się kojarzy z wilkołakami. Jak myślisz, czy człowiek może się zmienić w zwierzę?
-         W towarzystwie odpowiedniej dziewczyny tak – odparł ze śmiechem.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Zapowiedź: "Zew Nocy. Całując grzech" - Keri Arthur

Dziś luźna notka, ale za to z jaką fajną informacją ;)



Kiedy Riley budzi się naga i cała we krwi w nieznanym miejscu, jedyne co wie, to że musi uciekać. Nie pamięta ostatniego tygodnia, nie ma pojęcia gdzie jest i co się z nią działo, ani najważniejsze…kto jej to zrobił. Aby przeżyć uwalnia przetrzymywanego w laboratorium Kade’a - który, o zgrozo!, jest jednym z najseksowniejszych zmiennokształtnym jakiego widziała.
Po raz drugi, wbrew sobie, zostaje wplątana w niebezpieczne śledztwo Departamentu Innych Ras, ponieważ w jej żyłach płynie sekret, dzięki któremu Riley jest wyjątkowo cenna …Otoczona przez zaborczych i zazdrosnych kochanków z których każdy ma wobec niej jakieś zamiary, nie w każdym jednak przypadku miłosne oraz wrogów, których ciężko odróżnić od przyjaciół, Riley wie, że nie uniknie kłopotów.
Gdyby tylko mogła przetrwać swoje własne, niebezpieczne pragnienia…
"Całując grzech" jest drugą z dziewięciu książek o Riley Jenson z bestsellerowego cyklu ZEW NOCY.

W sprzedaży od: 14 czerwca
Cena: 34,90zł
Stron: 440


Osobiście jestem zawiedziona okładką, nie różni się za bardzo od poprzedniej... Mam nadzieję, że jeszcze ją zmienią.
Info zaczerpnięte za strony dystrybutora DICTUM.

A wciąż nie zaznajomionych z tą serią zapraszam tu: Recenzja: "Zew Nocy. Wchodzący księżyc"

piątek, 8 kwietnia 2011

Recenzja: "Lament. Intryga Królowej Elfów" - Maggie Stiefvater

Opis wydawcy:
Utalentowaną szesnastoletnią harfistkę, Deirdre Monghan, która regularnie grywa na konkursach i różnych imprezach, dręczy niepokojący rodzaj tremy przed publicznymi występami. Ataki strachu paraliżują ją do tego stopnia, że czas tuż przed występem spędza najczęściej w toalecie. Prawda, że to kiepski sposób na rozpoczęcie romansu? A jednak…
Kiedy Deirdre przed jednym z festiwali ponownie nie może opanować swego lęku,  z pomocą przychodzi jej tajemniczy chłopak Luke Dillon. Niespodziewanie Luke proponuje jej występ na scenie w duecie razem z nim. Od tego momentu w życiu Deirdre zaczyna pojawiać się czterolistna koniczyna, a ona sama rozwija niezwykłe zdolności, o których wcześniej nie miała pojęcia. Spotyka też dziwacznych ludzi, którzy wydają się pochodzić s z innego świata.
Jej najlepszy przyjaciel James, jej ukochana babcia oraz mama są się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, ponieważ Deirdre znalazła się na celowniku królowej pewnej magicznej krainy. Okazuje się, że Luke został przez nią wynajęty, aby zabić Deirdre, ale zamiast tego zakochał się w niej bez pamięci.
A Deidre? Ta nieśmiała dziewczyna odkrywa w końcu, że jako jedna z niewielu ma dar widzenia mieszkańców tajemniczej krainy.
Ta piękna i niebanalna opowieść, będąca debiutem pisarskim autorki, oddaje wiernie obraz celtyckiej baśni, którą przedstawiono w uwspółcześnionej wersji.


"Lament" to debiut pisarski autorki, ale także jej pierwsza książka, która ukazała się w naszym kraju. Wróżki to wciąż rzadki temat na naszym rynku, nie jest tak "wyeksploatowany" jak w przypadku wampirów. Myślę, że ta pozycja powinna zaspokoić oczekiwania właśnie miłośników frapujących i niezwykle intrygujących stworzeń, jakimi są wróżki. Bo w tym temacie może się jeszcze dużo wydarzyć...

Szesnastoletnia Deirdre Monghan (nazywana przez bliskich jako Dee) to utalentowana harfistka, a przy tym bardzo nieśmiała, zamknięta w sobie normalna dziewczyna. Nie jest otoczona wianuszkiem przyjaciół, przeciwnie, ma tylko jednego, ale za to dobrego przyjaciela, Jamesa. Przed każdym występem przed dużą publiką Dee zjada trema, ma lęki i mdłości, ale do tego stopnia, że wizyta w toalecie jest jak rutyna. Właśnie przed ważnym występem trafia do łazienki, gdzie "ratuje" ją tajemniczy chłopak ze snu, Luke Dillon. Nieprawdaż, że oryginalnie się to zaczyna...? Występ konkursowy wykonują już razem, porywając tłum swoją muzyką i śpiewem...

Pojawienie się Luke'a w życiu Dee powoduje niemały zamęt. Przy nim dziewczyna się otwiera. Obecność chłopaka wpływa na Dee kojąco. Sprawia, że staje się ambitna, chce się wyróżniać, chce przestać być zwyczajna i niewidzialna. Luke działa na nią motywująco, a granie przed publiką nie wywołuje już mdłości a radość. Para zbliża się do siebie, ale Dee wie, że ten coś przed nią ukrywa.
Wraz z pojawieniem się Luke'a zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Dee odkrywa u siebie paranormalne zdolności jak przesuwanie przedmiotów czy widzenie cieni, które raczej cieniami nie są... I skąd się wzięły te czterolistne koniczynki? I czy miłość Dee i Luke skończy się równie tragicznie jak w pieśni "Lamencie elfiej panny"? "Lament" wciągnął mnie niemal od razu, choć początkowo raziły mnie "łazienkowe" przygody Dee. Z drugiej strony, ja przed każdym egzaminem ustnym przeżywałam podobnie (podobnie!). Czy jest przewidywalna? Niekoniecznie. Czy schematyczna? - Odrobinę. 

Dzięki tej lekturze zainteresowałam się harfą i jej muzyką. Przyznam, że do tej pory uważałam skrzypce za najwspanialszy instrument, spod którego wypływa niebiańska wręcz muzyka. Dziś też zainteresowałam się harfą i mogę stwierdzić, że jest to równie piękny instrument, a wykonanie na harfie mojego ulubionego utworu "Canon i D Major" również wywołuje u mnie ciarki.

Dużą zaletą są bohaterowie. Zwłaszcza James, który jest niesamowicie zabawny, sarkastyczny, oddany i służący zawsze pomocą i dobrą radą. Wszystko potrafi obrócić w żart, a przy tym ma sporo dystansu do samego siebie i świata. Bardzo polubiłam go. Dee zmienia się, z początku zagubiona, nieśmiała, potem już odważna i skłonna do poświęceń. Luke natomiast, to opanowany, iście rycerski, zrównoważony chłopak z nieciekawą przeszłością (dosłownie!), zawsze pojawiający się w odpowiednim momencie i odpowiednim czasie. Cieszę się, że autorka nie zrobiła z niego kolejnego męskiego bohatera "macho". To jest normalny facet. Każdego z bohaterów można polubić, nawet ci "źli" zostali ciekawie nakreśleni. Niestety, jestem nieco zawiedziona, że niektórzy bohaterowie dostali tylko funkcję "małej rólki", np. ojciec głównej bohaterki. Jego pojawienie wywołało u mnie zdziwienie, że ta postać w ogóle istnieje, a gdy już się pojawił to kompletnie nic nie wniósł nowego. Jak dla mnie autorka mogła w ogóle nie wprowadzać nowego bohatera. Tak samo niektóre wątki nie zostały w pełni wyjaśnione, pewnie w drugiej części autorka nieco rozwieje te tajemnice. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Wróżki Maggie Stiefvater nie są dobre, miłe, wręcz przeciwnie, są mroczne, okrutne, niebezpieczne. Feje to fascynujące i nieprzewidywalne stworzenia, jestem ciekawa na co je jeszcze stać. Najciekawsze i najwspanialej przedstawione to Una i Brendan, które choć psotne i nieprzewidywalne, to pomocne. Opisy baśniowego wręcz świata były wspaniałe, wyborne. Autorka nieźle poradziła sobie obsadzając wróżki w nasz świat, przy czym wciąż niewidoczny dla ludzkiego oka. Naprawdę można uwierzyć, że gdzieś tam w naszym świecie czają się wróżki.

Czyta się naprawdę szybko. Styl autorki jest przyjemny, wplata też zabawne dialogi i sarkastyczny dowcip. Stworzyła niezwykle klimatyczną i tajemniczą atmosferę, co sprawia, że nie jest to kolejna książka z paranormal romance podobna do innych. Leciutka, czarująca fabuła, nasuwa jednak skojarzenie do "Królowej Lata" Melissy Marr. Obie książki przedstawiają świat wróżek jako mroczny ale i figlarny świat. W końcowym rozrachunku wygrywa jednak "Lament", ze względu na poprowadzenie akcji i końcową scenę. "Lament" jest bardziej mroczny, a świat bardziej skomplikowany i równie złożony.

Książka jest pięknie wydana, ma piękne motywy wróżek zdobiące każdą rozpoczynającą się księgę. Sama okładka jest piękna, na żywo prezentuje się wspaniale. Warto wspomnieć, że okładkę stworzyli twórcy okładki "Wschodzącego Księżyca" Keri Arthur.

Na końcu książki jest zapowiedź do drugiego tomu "Ballada", którą Wydawnictwo planuje wydać na lato. "Ballada" skupi się jednak na przyjacielu Dee - Jamesie. Będzie to też ostatnia część tej serii, więc mamy do czynienia z dylogia, a nie ciągnącą się w nieskończoność serią. 

Styl autorki jest wspaniały, czytanie sprawiało prawdziwą przyjemność, a nie męczarnię, pomimo tego że narracja była pierwszoosobowa. To wspaniała zabawa dla miłośników paranormalnych historii z miłością w tle z bajkowym klimatem. Jeśli jesteś zainteresowany historią wróżek we współczesnym świecie, to ta książka jest dla Ciebie. Jeśli kochasz baśniowy klimat i legendy, to również bez zastanowienia powinieneś sięgnąć po te pozycję i potraktować jako lekturę obowiązkową.

Ocena ogólna: 8/10 

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Illuminatio, za co bardzo dziękuję. 
 

wtorek, 5 kwietnia 2011

Recenzja: "Pragnienie" - Carrie Jones

Opis wydawcy:
Zara kolekcjonuje fobie tak, jak inne nastolatki kolekcjonują przyjaciół na Facebooku. Nic dziwnego, że do tej pory jej życie nie było usłane różami. Ojciec Zary zniknął dawno temu, ukochany ojczym właśnie umarł, a matka odpuściła sobie rodzicielskie obowiązki. Bohaterka musi zamieszkać z babcią w sennym, zimnym miasteczku w Maine - tam ponoć nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo… tylko do czasu. W prowincjonalnym życiu Zary pojawia się tajemniczy mężczyzna, który wywołuje w dziewczynie paraliżujący strach. To król piksów - przerażających, bynajmniej nie mitologicznych istot wysysających z ludzi krew, a wraz z nią - i duszę. Pierwsza część nowej serii dla młodzieży. Jej tajemnice, romans, bohaterowie z różnych światów sprawiają że obie powieści z cyklu (następna to Captivate – Zniewolenie), trafiły na światowe listy bestsellerów, w tym „New York Timesa”. 



Debiutantka Carrie Jones powieścią „Pragnienie” rozpoczyna cykl poświęcony, tym razem, piksom. - krwiopijczym stworom. Z naprawdę sporym entuzjazmem zabrałam się za tą książkę. Nie wiem sama, czego się spodziewałam, może za dużo wymagałam, ale to co dostałam mijało się z moimi oczekiwaniami.

Po śmierci ojczyma, Zara White wpadła w depresję. Jej matka wysyła ją do zimnego Maine, do babci dziewczyny (przybranej babci) w nadziei, że Zara odzyska radość i chęć do życia. Dziewczyna od początku jest negatywnie nastawiona do pomysłu matki, chcąc nie chcąc, musi jednak przywyknąć do zimnego klimatu Maine. Jak się okazuje, największym problemem Zary nie będzie awersja do zimy, brak znajomych, czy obce miejsce. Otóż pewien tajemniczy mężczyzna prześladuje ją pozostawiając po sobie złoty pył... Kim jest i czego od niej chce? I o co chodzi z tym pyłem?

„Pragnienie” to nic innego, jak młodzieżówka oparta na znanych nam już schematach. Niemal od początku schemat goni schemat. Z pozoru normalna nastolatka, niczym nie wyróżniająca się, nowe otoczenie, nowa szkoła, dwaj chłopcy, którzy już pierwszego dnia zwracają uwagę na Zarę, "straszliwa" tajemnica i inne banały. Pani Carrie, ale to już wszystko było!

Główna bohaterka to byłaby kalka Belli ze „Zmierzchu”, gdyby nie zamiłowanie Zary do sportu... Ta dziewczyna to fajtłapa, jest okropna, naiwna, jej „bohaterskie” decyzje szokująco zadziwiały w swojej głupocie. Dodatkowo Zara jest narratorką, a jej narracja potwornie mnie męczyła. Zara ma sporo lęków i aby się z nimi uporać kolekcjonuje fobie, powtarzając ich nazwy. A Nick? Jeden z „zakochanych” w Zarze chłopaków? Jak na amanta niespecjalnie mnie przekonał. Autorka, jakby na siłę, chciała zrobić z niego superchłopaka, jakże słodkiego, miłego... No cóż, w moich oczach jej się to nie udało. Nick jest mdły, nudny, a każda scena bez niego podobała mi się bardziej jak z scena z nim. Oczywiście, nie mogę mu odmówić tego, że jest to dobry chłopak, opiekuńczy i nawet odpowiedzialny, ale to za mało, żeby wyrył się w mojej pamięci. Reszta bohaterów też bez rewelacji. Nikt, absolutnie nikt nie wzbudził we mnie większej sympatii. Małym wyjątkiem jest Betty. Taka "cool" babcia z odzywkami i ciętą ripostą. Betty nie zachowuje się jak na babcię przystało, pewnie dlatego zdążyłam ją polubić, jednak po okropnym tekście:

"Widziałam, jak oblizywaliście sobie migdałki"
zdecydowanie moje dobre zdanie o niej drastycznie zmalało. No proszę, ale to nie było ani fajne ani zabawne, to było żałosne. Nawet ja tak nie mówię, a co dopiero osoba – „babcia”. Reszta bohaterów wcale nie lepsza, w większości nudni, bezbarwni, bez ikry. Naprawdę przykre.
A tu kolejny tekst, po którym miałam ochotę walić głową w ścianę:

"Spoglądam na Nicka, próbując nie wpadać w zachwyt na widok jego oczu, linii szczęki i dłoni".
To jest najlepszy przykład wyjaśniający, dlaczego nie przepadam za narracją pierwszoosobową z punktu widzenia nastolatki.

Dialogi w większości okropne, niektóre teksty wprawiały mnie w zażenowanie. Zdarzało mi się odkładać książkę kilkakrotnie, w ogóle mnie nie wciągnęła. Sama fabuła nie najgorsza. Gdyby autorka postawiła na nieco bardziej wyraziste postacie i opis tych „złych” może wyszłoby coś lepszego. Moim zdaniem autorka miała pomysł, żeby w paranormalne stworzenia obsadzić mało jeszcze znane piksy. Niestety, ale taki potencjał został zmarnowany. A szkoda.

Niezłym pomysłem było powtarzanie przez główną bohaterkę nazw fobii, nigdy nie przypuszczałam, że jest tyle rodzajów lęków. Jednak z czasem, fobie zaczęły nudzić, no bo ile można.
Jedynym wątkiem, który tak naprawdę mnie zainteresował była historia (i sama sylwetka) mamy Zary. Pewnie w dalszych częściach będzie o niej więcej, ale czy to ma mnie przekonać, żeby sięgnąć po ciąg dalszy? Nie sądzę.

Czyta się lekko, szybko, niekoniecznie przyjemnie. Niestety przerywałam czytanie na rzecz bardziej interesujących zajęć, jak np. tęskne spojrzenie przez okno czy nawet sprzątnięcie biurka.
Schematyczność fabuły nie jest dla mnie dużym zarzutem wobec tej książki, żeby nie było. Książka może być schematyczna, ale pomysł i wykonanie mogą być lepsze. Świetnym przykładem pozycji dobrej, ale schematycznej, to „Dziewczyny z Hex Hall” autorstwa Rachel Hawkins.

Nie mogę się przyczepić do samego wydania książki. Jest bardzo dobre, staranne tłumaczenie, żadnych literówek (przynajmniej takich nie znalazłam), ładnie wydana książka, zresztą jak wszystkie książki z Wydawnictwa Bukowy Las, niestety to treści nie nadrobi.

Z mojej strony niestety nie mogę polecić tej książki, sumienie mi tego zabrania. Słaba, nudna, okropna, schematyczna i przewidywalna fabuła. Dodatkowo zakończenie niespecjalne, kompletnie nie przekonało mnie bym sięgnęła po drugą część, a czytając opis do „Zniewolenia” nie szykuje się nic czego już by nie było w tej części.
Ja zakończyłam swoją znajomość z tym cyklem. Możliwe, że kolejne części będą lepsze, naprawdę chcę w to wierzyć, ale nie odczuwam PRAGNIENIA by poznać ciąg dalszy.

Ocena ogólna: 3/10
Mam nadzieję, że swoją opinią nie uraziłam fanów tej serii.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Recenzja: "Dom nocy. Naznaczona" - Kristin Cast & P.C. Cast

Opis od wydawcy:
Pierwszy tom cyklu Dom Nocy.


Zoey to zwyczajna nastolatka, która dzieli życie między szkolną monotonię a rodzinną sielankę. Pewnego dnia cały jej świat staje na głowie. Zostaje Naznaczona i musi udać się do szkoły Domu Nocy. Tylko tam może przejść niezbędną Przemianę w dorosłego wampira. Dziewczyna próbuje odnaleźć się w nowym, fascynującym świecie. Wkrótce odkrywa, że jest wyjątkowa, co przysparza jej wielu wrogów. Sprzymierzeńcem Zoey okazuje się Erik, jeden z najbardziej atrakcyjnych i utalentowanych wampirów w szkole.


"Naznaczona" to wynik pisarskiego duetu: matki i córki. Otwiera planowany na dziewięciotomowy (informacje są sprzeczne) cykl młodzieżowy poświęcony modnym ostatnio motywom wampirycznym.
Cała historia zaczyna się w momencie Naznaczenia Zoey. Naznaczenie nie oznacza dosłownie "przeistoczenia" w wampira, bowiem osoba "naznaczona" musi wstąpić do szkoły Dom Nocy i przez cztery lata edukować się, by zdobyć kwalifikacje dorosłego wampira. Warto dodać, że nie zawsze adept pomyślnie przechodzi okres Przemiany. Czasami jego organizm odrzuca ją, co doprowadza do śmierci...

Cóż, po naznaczeniu Zoey jej znajomi widzą w niej potwora, jej matka i ojczym natomiast nie są zachwyceni sytuacją Zoey i za wszelką cenę starają się ją "nawrócić". Jedyną osobą, która rozumie i przede wszystkim akceptuje obecną sytuację Zoey jest jej babcia, z którą ma świetne relacje.
Zoey w końcu trafia do szkoły wampirzych adeptów. Poznaje nowych znajomych, wrogów niestety też. Odkrywa tajniki i zasady obowiązujące w jej nowej szkole. Spotyka również przystojnego (a jakże) i niezwykle utalentowanego Erika, który wykazuje zainteresowanie naszą Zoey. Niestety sytuacja nie jest taka fajna, gdyż Zoey ma już chłopaka w "ludzkim świecie". Co prawda ona uważa, że między nimi nic już nie ma, ale Heath nie chce się z tym pogodzić...

Przyznam, że nudziłam się na początku, do tego stopnia, iż byłam pewna,że  nie dam rady czytać dalej. Jednak od momentu gdy Zoey trafia do Domu Nocy zaczyna robić się ciekawiej, a ja sama wciągnęłam się w tę powieść niesamowicie. Przede wszystkim spodobał mi się język młodzieżowy, który na chwilę obecną jest irytujący. Adepci przeklinają, mają głupie odzywki i docinki, a na korytarzach wyprawiają rzeczy, o których, moim zdaniem autorki nie powinny pisać w książce dla nastolatek. Było to żenujące i moim zdaniem kompletnie niepotrzebne, jednak, o dziwo, nieprzewidywalne.
Główna bohaterka jest dość, powiedziałabym, przyswajalna, choć bywa też niesamowicie irytująca, naiwna, a także infantylna, co jest prawdziwą zmorą młodzieżowych książek. Choć jak to bywa w młodzieżówkach - zwyczajna nastolatka, okazuje się nie tak do końca zwyczajna. Ten schemat powoli zaczyna wychodzić mi bokiem. Zoey jest narratorką tej książki., dlatego poznajemy świat Domu Nocy z jej punktu widzenia. Dziewczyna została obdarzona niezwykłymi zdolnościami, które rzadko zdarzają się u adeptów. Niestety przysparza jej to trochę nieprzyjemności i wrogów, w postaci innych adeptów - Afrodyty i jej świty. Już pierwszego dnia Zoey zaprzyjaźnia się z paczką znajomych, którzy przygarniają ją do siebie i zawsze służą pomocą. Pozostali bohaterowie są równie płytcy jak główna bohaterka.

Jeszcze przed czytaniem "Naznaczonej" myślałam o wizerunku wampira w literaturze typowo młodzieżowej. Autorzy tak już odchodzą od wizerunku "prawdziwego wampira", że aż zastanawiam się czym jeszcze mnie zaskoczą. Dodam, że tęsknię bardzo za wampirem-księciem nocy, który dopiero po zmierzchu ożywa... W tej pozycji oczywiście jest stworzony własny wizerunek wampira, ale co mnie cieszy, tutaj wampiry funkcjonują w nocy, jednakże słońce ich nie zabija, jedynie osłabia. Niestety, wampiry z "Domu Nocy" nie posiadają kłów... To jest dla mnie nie do przyjęcia, bo skoro lubią pić krew, to dlaczego nie posiadają kłów? Czyżby powtórka ze "Zmierzchu"?

Ogółem cała ta historia jest naiwna i naciągana, ale jest coś takiego w niej, że mam ochotę na kolejne części. Sam pomysł na fabułę jest niezaprzeczalnie ciekawy, ale wykonanie już gorsze. Styl pisania jest niestety tragiczny. Zastanawiam się też, czy gdyby P.C. Cast sama napisała "Naznaczoną" (bez córeczki), to również styl i dialogi tak by raziły? Myślę, że nie.
Co do akcji to jest strasznie ślamazarna, niekiedy wręcz nudna. Jednak język jest na tyle przyswajalny, mimo młodzieżowych wtrąceń, że czyta się naprawdę szybko. Równie szybko zapomina się o niej...
 
Warto też wspomnieć, że prawa do ekranizacji tej serii zostały kupione. Kompletnie nie potrafię wyobrazić sobie tej fabuły na dużym ekranie, przecież ta książka jest nie do "zekranizowania"! A sam widok wymalowanych na twarzy nastolatków będzie żenujący. Pozostaje mieć nadzieję, że plany nie wypalą...

Naznaczona to fantastyka z domieszką romansu plus perypetie i rozterki dorastających nastolatków. Pozycja idealna dla niewymagających czytelników, poszukujących książki na jeden wieczór.

Ocena ogólna: 6,5/10

niedziela, 3 kwietnia 2011

Recenzja: "Protektorat parasola. Bezduszna" - Gail Carriger

Opis wydawcy:
Po pierwsze, Alexia nie ma duszy. Po drugie, jest starą panną, której ojciec był Włochem, a  teraz nie żyje. Po trzecie, została zaatakowana przez wampira, co stanowi oburzające naruszenie zasad dobrego wychowania.

A dalej? Sprawy lecą na łeb, na szyję, gdyż ów wampir przypadkowo ginie z jej ręki, a nieznośny lord Maccon (hałaśliwy, gburowaty i zabójczo przystojny wilkołak) z rozkazu królowej Wiktorii wszczyna śledztwo.

Jedne wampiry znikają, inne pojawiają się znienacka, jakby wyrastały spod ziemi, a podejrzenia padają na Alexię. Czy nasza bohaterka zdoła rozwiązać zagadkę skandalu, który wstrząsnął londyńską socjetą? Czy charakterystyczna dla bezdusznych umiejętność neutralizowania sił nadprzyrodzonych okaże się pomocna, czy raczej przysporzy jej wstydu? I co najważniejsze - kto naprawdę zawinił? I czy podadzą ciasto z kajmakiem?


Jest XIX wiek. Wspaniałe czasy wiktoriańskie, określane jako najwspanialsze czasy Anglii. Mamy odpowiednio damy w długich sukniach, dżentelmenów i... istoty nadprzyrodzone.
Wampiry, wilkołaki, duchy żyją wśród ludzi, nie ukrywają się, a ich obecność jest jakoś tolerowana przez normalnych obywateli. Wszyscy nadprzyrodzeni są ujęci w rejestrze BUR-u, który zajmuje się sprawami nadnaturalnymi i dzięki niemu panuje ład. Jednak zaczynają znikać wampiry, tułacze, a pojawiają się natomiast zupełnie nowe, świeże, nieokrzesane wampiry, do których stworzenia nikt nie chce się przyznać.

Główna bohaterka, Alexia Tarabotti, jest dwudziestosześcioletnią panną. Starą panną jak na tamte czasy. Alexia jest pół-Włoszką i kompletnie nie pasuje ze swoim charakterkiem i wyzwoleniem do czasów i zasad panujących w epoce wiktoriańskiej. Jest to osoba oczytana, niezwykle inteligentna, ciekawa świata, wygadana i wyzwolona,
Na pewnym przyjęciu zostaje zaatakowana przez wampira. Alexia nie pozostaje mu dłużna a jej wieczny dodatek – parasolka, służy jej jako broń, którą przywala niewychowanemu delikwentowi. Oczywiście jak przystało na damę, nie chciała zrobić wąpierzowi większej krzywdy, lecz ten sam się prosił. Alexia niechcący oczywiście pozbawia go życia... Cała ta sytuacja zaowocuje wszczęciem śledztwa przez przedstawiciela BUR-u, Lorda Maccona, który dość nieudolnie próbuje odsunąć Alexię od niego.
Ponadto, Alexia jest nadludzką, czyli bezduszną. Oznacza to w praktyce tyle, że wystarcza dotyk a osoba nadprzyrodzona traci swoje cechy nadnaturalne, czyli wampir, wilkołak staja się ludźmi. Chwilowo. Sama ta cecha, nie jest widoczna u Alexi, toteż nikt z bliskiego otoczenia nie wie o jej zdolnościach. Jednak owe zdolności mogą przynieść też kłopoty, spore kłopoty.

Pozostali bohaterowie również zasługują na pełnię uwagi. Lord Maccon, wilkołak alfa londyńskiej watahy – niezwykle przystojny, dostojny, porywczy, gwałtowny i... gryzą koty z Alexią od niepamiętnych czasów. Ale jak mówi stare porzekadło „kto się czubi ten się lubi...”. Dialogi i odzywki pomiędzy tych dwójką bohaterów są niesamowite, chyba nie przesadzę, gdy napiszę, że to jest właśnie najlepsze w całej książce.
Obok Lorda Maccona mamy jeszcze jego pomocnika, mądrego i opanowanego wilkołaka betę – Profesora Lyalla i przyjaciela Alexii – starego, ekscentrycznego wampira Lorda Akeldamę. Jest też rodzina Alexii, jej matka, ojczym i dwie przyrodnie siostry. Każda z postaci jest wyjątkowa i zabawna na swój sposób.

Jak przystało na powieść opowiadających o czasach wiktoriańskich mamy też specyficzny język, za co bardzo chwalę autorkę. To bardzo urozmaiciło tę powieść na tle innych, podobnych tematycznie. Jednak niektóre sytuacje opisane przez autorkę budziły moje wątpliwości. Czy oficjalny spacer panny z mężczyzną bez przyzwoitki jest normalny? Otóż nie. Rozumiem już wyzwolenie Alexii, ale to aż niewybaczalne jak na tamte srogie zasady.

Nie można zapomnieć, że jest to też steampunk, dlatego też nad Londynem unoszą się sterowce, mamy też maszynę różnicową. Naukowcy żwawo pracują nad kolejnymi nowinkami technologicznymi. Jest to pierwsza książka stemapunkowa przeczytana przeze mnie i jestem pozytywnie zaskoczona, pewnie dzięki temu sięgnę po kolejne tytuły ze stemapunkiem w tle...

Co do akcji – niestety, ale ta mnie zawiodła. Akcja dosyć leniwie się toczy, co powodowało u mnie niekiedy ziewanie. Prawdziwym urozmaiceniem były już wspomniane dialogi pomiędzy dwójką bohaterów – Alexią i Macconem, ale nie tylko.

Nie mogę napisać, że jestem zachwycona tą książką, czytałam już lepsze. Ale niewątpliwie warto przeczytać, jeśli nie ze względu na tematykę, zabawne dialogi przesycone cięta ripostą, wiktoriańskie klimaty to ze względu na dość świeży powiew, czyli połączenie paranormal romance z steampunkiem. I mimo iż książka, jak już wspominałam, nie zachwyciła mnie jakoś bardzo, to czekam na kolejne części. Kolejna część planowana jest już na czerwiec, z czego już się cieszę, tym bardziej, że końcówka zapowiada naprawdę dobrą zabawę w następnych częściach.
Polecam!

Ocena ogólna: 7/10